Oczami Louisa
Nie wiedziałem co opowiedzieć. W jej oczach groźnie tańczyły łzy. Patrzyłem jak krew spływa z jej dłoni. Jak skaleczoną ręką podnosi kawałki szkła. I nagle po prostu wybiega. Nie wytrzymuje. Ucieka na dwór.Stałem tam sparaliżowany patrząc jak jej krew rozmazuje się na posadzce w kuchni. W samych dresach wyszedłem na dwór, kierując się do Lily.Nagle się zawahałem. Czy ona się mnie boi ?Powoli skierowałem się do dziewczyny.Leżała na swoim psie skulona.
- Lou? - wyszeptała słodko. - C-Co tu robisz?
Podniosła się na rękach. Wyglądała przepięknie, mimo lekko podpuchniętych oczu i rozmazanego makijażu. Przeczesałem włosy rękoma, wzdychając. Patrzyła oczekując ode mnie tego samego. Krzyku. Tego, że karzę się jej zamknąć. Położyłem dłoń na jej ranie. Syknęła lekko, zakrywając dłoń.
- Przepraszam.. - zmieszałem się. Czy ja ją przeprosiłem? O nie. Nie ma takiej jebanej mowy. Nie ma ulegania. Poczułem jak ściska mnie w gardle.
- M-może już pójdziesz? - zapytała miło. - Wyśpisz się na jutro czy coś...
Nie odpowiadając wyszedłem z jej namiotu wracając do domu. Położyłem się na łóżko czując jak zawartość dresów mnie upina.
- Kurwa... - jęknąłem przeklinając w duchu Lily. Co za porażka...Wszedłem do łazienki z zamiarem ulżenia sobie, gdy w progu pojawiła się Allison.
- O nie nie panie marchewko. - rzekła ostrzegawczym tonem. - Przestań walić do zdjęć Harrego, czas poważnie porozmawiać.
Spiorunowałem ją wzrokiem, siadając na kanapie. Czekałem, aż zacznie swój monolog.
- Co Ci się nie podoba w Lily? - wypaliła. - Czemu musi spać na dworze, czemu ją traktujesz jak śmieć? Tomlinson masz mi w tej chwili odpowiedzieć!
- Kobiety... - mruknąłem. - All daj mi spokój.
Nagle poczułem ostry ból. Allison mnie walnęła w twarz.
- Nie dam Ci spokoju. - uspokoiła się. - Mów.
- Nie wiem okej? - wydarłem. - To przez nią musiałem po Ciebie wtedy przyjechać, to przez nią to spłonęło!
- Nie mów tak! - wstała. - Ona niczemu nie zawinęła. Spokojnie żyłyśmy, było nam dobrze.
- Więc kto wam to zrobił? - zapytałem. - Kto?! Sama powiedziałaś, że to ona podpaliła..
- Nie wiem... - spuściła głowę, a zaraz się ożywiła - Wcale tak nie powiedziałam! Nie mam pojęcia Lou co sobie ubzdurałeś, ale Li nie zasługuje na takie traktowanie.
Wstałem, trzaskając drzwiami. Czułem jak coś mnie rozpiera. Usiadłem przy basenie, chcąc zebrać myśli. Zauważyłem jak głowa Lily wystaje z namiotu.
- Czego się gapisz mała.. - warknąłem w jej stronę. Ona tylko wzdrygnęła się lekko, wychodząc spod płachty. Podeszła do mnie.
- Nie jestem mała. - uśmiechnęła się. - Jestem prawie twojego wzrostu.
Usiadła mi na kolanach i wtuliła się we mnie. Nie wiedziałem co zrobić. Nie myślałem w tamtej chwili. Opatuliłem ją rękami, aby nie spadła do basenu. Mała przylepa.
Oczami Lily
- Nie jestem mała. - uśmiechnęłam się. - Jestem prawie twojego wzrostu.
Usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się w niego. Cały się spiął. Czekałam, aż na mnie krzyknie, zepchnie do basenu. Jednak nie. Opatulił mnie dłońmi.Wtuliłam twarz w jego szyję, Pachniał miętą i czekoladą.Nie wiem ile tak siedzieliśmy.
- Lily? - zapytał cicho. - Śpisz?
Postanowiłam udawać, że śpię.Poczułam jak mnie podnosi i kieruje się ze mną w stronę namiotu. Nagle się zatrzymał... i zawrócił. Pokierował się w stronę mieszkania. Nie wierzę. Zostawi mnie w salonie? Na podłodze? Dziwne... wchodzimy po schodach... pokój Allison? Nie.. pokój był wypełniony zapachem Louisa. Odłożył mnie do łóżka zdejmując ze mnie legginsy. Czy on mnie chce zgwałcić? Postanowiłam się poruszyć.
- Ciiii śpij. - pogłaskał mój policzek.
- Lou? - udawałam senną. - Gdzie ja jestem?
- U mnie w pokoju. - lekko się uśmiechnął. - Masz załóż.
Podał mi bokserki i bluzę. Zdziwiłam się. Czemu on jest miły dla mnie ?
- Dziękuję. - powiedziałam cicho. Usiadłam na dywanie chłopaka. Zauważyłam w koncie pluszaka marchewkę. Zaśmiałam się.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał wychodząc w samych bokserkach z łazienki. Zerknęłam trochę w dół i zauważyłam jak bokserki chłopaka się powiększają. Zawstydzona podbiegłam do pluszaka podnosząc go.
- Od dziewczyny. - zakłopotałam się. - Byłej. - dodał.
Odłożyłam pluszaka na miejsce.
- Dziękuję Ci bardzo za ciuchy, ale ja muszę wracać do Prady...
Zdziwiony stał na środku pokoju. Gdy byłam na schodach dobiegł do mnie.
- Zostań. - powiedział stanowczo.
- Ale...
- Wolisz iść do kundla niż siedzieć w ciepłym pokoju z chłopakiem?! - wykrzyknął, popychając mnie. Spadłam ze schodów. Poczułam jak krew spływa z mojej skroni. Louis jest niebezpieczny. Nie powinnam się do niego zbliżać. Boję się go. Jego słowa bolały mnie bardziej niż upadek ze schodów. Czym ja zawiniłam..